Fusce quis ets moleiostie
Niewątpliwe najsilniejszym trendem lat 2020-2021, bardzo widocznym na całym świecie jest masowe przechodzenie na pracę zdalną. Oczywiście sam tryb pracy nie jest niczym nowym i już przed pandemią w niektórych krajach pracowało tak nawet kilkanaście procent pracowników.
W naszej ocenie istotną zmianą jest jednak wdrożenie i stosowanie w dłuższym okresie pracy zdalnej, w firmach, które do tej pory unikały takiego modelu. Przede wszystkim mowa tu o bardzo dużej liczbie polskich i międzynarodowych korporacji, kancelarii prawnych czy innych firm usługowo-doradczych, posiadających biura w centrach największych miast. Dotychczas stosowany model biznesowy tych organizacji opierał się na praktycznie 100-procentowym obligu obecności „na stanowisku pracy”. Bez wpływu na ten stan rzeczy były zachodzące od co najmniej 20 lat zmiany technologiczne (laptopy, smartfony, zdalny dostęp do poczty e-mail, VDR-y) oraz charakter pracy nie wymagający przecież wytwarzania produktu ani częstego bezpośredniego kontaktu z klientem, niezależnie nie od tego, czy znajdował się w tym samym biurowcu kilka pięter niżej, czy na drugim kontynencie (przygotowywanie raportów, draftowanie umów, spotkania typu town hall).
Jak pokazuje przykład ostatniego roku, praca zdalna w sektorze korporacyjnym nie przełożyła się na spadki realizacji KPI, w tym w szczególności zmniejszenie utylizacji w większości globalnych firm. W związku z rygorami sanitarnymi i obawą o zamknięcie całych biur, zwłaszcza tych, gdzie na powierzchniach typu open space, pracowało w dużym zagęszczeniu kilkadziesiąt lub więcej osób, home office stało się codziennością. Mimo braku fizycznej obecności w biurze, większości z nas udało się zrealizować założenia projektowe i utrzymywać wysoką wydajność, jednocześnie korzystając ze swobody układania planu dnia, regulowania przerw i wykonywania dodatkowych czynności domowych.
W konsekwencji nasze mieszkania i domy stały się jednocześnie miejscami pracy, salkami konferencyjnymi a nawet przestrzenią typu coworking, gdy więcej osób z rodziny jednocześnie pracowało zdalnie. Ten trend wydaje się nie do zatrzymania, a jego konsekwencją będzie niewątpliwie zmiana czynników istotnych przy zakupie bądź najmie nieruchomości.
Obserwujemy, że coraz więcej osób wybiera miejsca, które da się przystosować jednocześnie do celów mieszkalnych jak i biurowych (niezależne wejścia do budynku, osobne gabinety, mini salki konferencyjne, serwerownie). Powoduje to też zainteresowanie nieruchomościami o większej powierzchni, posiadającymi adaptowalne poddasza, funkcjonalne kondygnacje podziemne i inną przestrzeń, która może posłużyć do długookresowej pracy.
Ponadto, możliwość rzadszych wizyt w biurze spowodowała u wielu osób weryfikację realnie odzyskanego czasu poświęcanego na dojazdy. Zauważmy, że przeznaczając na to dziennie 45-60 min (dojazd w jedną stronę) rocznie tracimy od 15,6 -20,8 dni w metrze, autobusie, czy własnym samochodzie tkwiąc w korkach. Naturalnym trendem minionych lat był, zatem zakup lub najem apartamentów zlokalizowanych blisko centrum lub z szybkim i bezpośrednim dojazdem do dzielnic biznesowych, gdzie zlokalizowanych jest większość biurowców. W konsekwencji popyt na te nieruchomości i ich ceny osiągały często nieadekwatne wartości w stosunku do pozostałych czynników takich jak przyjazne i zielone otoczenie, poziom hałasu, zaplecze i infrastruktura sportowa, dostępność sklepów czy usług specjalistycznych.
Obecnie da się zauważyć zdecydowanie większe zainteresowanie ofertami spoza centrum lub w atrakcyjnych miejscowościach, czy wsiach położnych w promieniu 30 km. Zyskują także oferty na parterach z ogródkami, do tej pory sprzedawane często poniżej średniej dla danego budynku i jako ostatnie. Wielokrotnie wzrosło także zainteresowanie nieruchomościami gruntowymi położonymi na obrzeżach czy poza aglomeracjami miejskimi.
Oczywiście w dalszym ciągu sprzedaż apartamentów, zwłaszcza tych w wysokim standardzie i lokalizacjach uznawanych za prestiżowe ma się dobrze, a spora część klientów docenia ich przedcovidowe atuty związane z rytmem miasta, oczekując na powrót do normalności, w postaci otwarcia obiektów gastronomicznych i rozrywkowych. W tym gronie jest też coraz więcej Millenialsów i osób z kolejnego pokolenia wkraczającego na rynek pracy tj. generacji „Z”.